czwartek, 28 sierpnia 2014

Prolog

Mój pierwszy wpis. Pierwszy raz w życiu zaczynam prowadzić pamiętnik. Będę tu umieszczane najważniejsze rzeczy związane z moim życiem. Ale.. Kim jestem? Nazywam się Amy Fleming. Mieszkam w Heartlandzie. Czym jest Heartland?
Heartland to schronisko dla koni, wtulone między wzgórza Virginii, ale i coś więcej. To miejsce jedyne w swoim rodzaju - gdzie leczone są blizny przeszłości, gdzie przerażone i źle traktowane konie uczą się od nowa ufać ludziom. Dla mnie Heartland jest domem. Od dziecka obserwuje, jak moja mama przywraca ufność i nadzieję koniom, które jeszcze nie tak dawno były niebezpieczne i przestraszone.
Niestety, moja mama nie żyje. Zmarła rok temu w wypadku samochodowym. To dla mnie trudny temat. Może kiedyś opowiem o przyczynie wypadku, ale jeszcze nie teraz.. Razem z moją siostrą, Lou, moim dziadkiem i Tregiem staramy się kontynuować to, co robiła moja mama. Kim jest Treg? Treg to jedna z najbliższych osób w moim życiu. Razem ze mną zajmuje się końmi. W wieku 15 lat zrezygnował ze szkoły by całkowicie poświęcić się pracy z Heartlandzie. Bardzo mi pomógł po śmierci mamy. Jest zawsze kiedy go potrzebuję. Kim jest dla mnie? Przyjacielem.. Oczywiście że przyjacielem.. Ech.. Okłamuję nawet swój pamiętnik.. Tak, jest kimś znacznie ważniejszym od przyjaciela. Ale co z tego, skoro nigdy mu o tym nie powiedziałam.. I pewnie nigdy tego nie zrobię, brakuje mi odwagi.. A może po prostu boję się odrzucenia? Boję się, że coś się między nami popsuje? Boję się, że wyznam mu co czuję a on powie że.. że nic do mnie nie czuje.. Ale jest też moim przyjacielem. I tak go na co dzień traktuję, bo mimo że go kocham to nadal traktuję go jak przyjaciela. Z resztą, nie mam innego wyboru. Moje rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziałam zapisując w zeszycie ostatnie słowa.
- Co robisz? - w drzwiach pojawił się ten, któremu poświęciłam dużą część tego wpisu.
- Nic takiego, chodź - uśmiechnęłam się lekko zamykając i odkładając pamiętnik.
Odwzajemnił gest i usiadł na łóżku obok mnie. Jest tak blisko.. Od razu zrobiło mi się gorąco.. ,,Dobra, opanuj się. To twój przyjaciel" pomyślałam patrząc na chłopaka. Jak zwykle na czoło opadały mu brązowe włosy.
- Nie chciałem Ci przeszkadzać, ale przyjechał Nick Carter - powiedział spokojnie.
- Jeny, zupełnie o tym zapomniałam. Chodźmy - odparłam wstając.
Oboje zeszliśmy po schodach po drodze jak zwykle rozmawiając.
- Widziałeś już tą klacz? - zapytałam podekscytowana.
Nick Carter to słynny skoczek. Dzisiaj miał przywieźć do nas jedną ze swoich najlepszych klaczy - Lunę. Koń od pewnego czasu boi się skakać przez przeszkody i właściciel jest tym załamany. Do tej pory wszystko było w porządku, Luna odnosiła na zawodach wiele sukcesów. Aż nagle pewnego dnia odmówiła skoku i tak było już za każdym razem.
- Jeszcze nie, dopiero przed chwilą przyjechał. Przyszedłem po Ciebie, Lou rozmawiam z Nickiem - wyjaśnił.
Pokiwałam głową i wyszliśmy przed dom. Na podwórzu stała przyczepa z logo stadniny Nicka. Moja siostra rozmawiała z właścicielem.
- Dzień doby - powiedzieliśmy z Tregiem niemal jednocześnie.
- Witajcie - mężczyzna posłał nam ciepły uśmiech - Mogę wyprowadzić Lunę?
- Oczywiście, pomogę panu - odezwał się chłopak i oboje podeszli bliżej przyczepy.
Podążyłam za nimi obserwując ich uważnie. Nick wszedł do przyczepy a Treg opuścił przednią rampę. Po chwili moim oczom ukazała się piękna, kasztanowa klacz. Automatycznie uśmiechnęłam się na jej widok.
- Zaprowadzę ją do boksu - zaoferowałam się i przejęłam wodze od właściciela konia.
Klacz szła płynnym krokiem przy moim boku. Zaprowadziłam ją do wolnego boksu i zamknęłam zasuwę. Klacz wystawiła łeb ponad drzwiami boksu i zarżała wesoło. Dałam jej rękę do powąchania a potem delikatnie pogłaskałam ją po łbie.
- Jesteś piękna.. - szepnęłam - Na pewno Ci pomożemy..
Po chwili wróciłam na podwórze.
- Jak Luna? - zapytał Nick.
- W porządku. Musi się zaaklimatyzować, jutro zaczniemy z nią pracować - zapewniłam.
- Cieszę się że z nią dobrze. Informuj mnie o postępach.
- Dobrze.
- To do widzenia - uśmiechnął się do wszystkich po czym wsiadł do swojego samochodu i odjechał.
Lou wróciła do pustego domu, gdyż dziadka nie było. Wczoraj wyjechał na dwa miesiące do rodziny. Nie chciał wyjeżdżać na tak długo, ale musi zająć się swoją chorą siostrą gdyż jej opiekunka ma dwumiesięczny urlop. Na dworze zostałam tylko ja i Treg. Ruszyliśmy w kierunku tylnej stajni.
- Pracowałeś już dzisiaj z Księciem? - zapytałam kiedy znaleźliśmy się przy boksie wspomnianego konia.
Książę trafił do nas, bo poprzednia właścicielka go zostawiła. Po prostu wyjechała zostawiając dom i konia w stajni. Zadzwonili do nich zaniepokojeni sąsiedzi. Okazało się, że koń miał tylko wodę i nie jadł nic od tygodnia. Nie ufał ludziom gdyż poprzednia właścicielka prawdopodobnie źle go traktowała. Był u nas od dwóch tygodni i było już coraz lepiej. Książę już jadł i ufał Tregowi i Amy oraz powoli przyzwyczajał się do obecności innych.
- Właśnie miałem zamiar to zrobić - odpowiedział otwierając drzwi od boksu.
Koń parsknął radośnie na widok chłopaka.
- Co będziesz z nim dzisiaj robił? - zapytałam przyglądając się chłopakowi.
- Spróbuję go osiodłać. Nie wiem, czy ma coś przeciwko jeżdżeniu na nim. Jeśli nie będzie protestował to spróbuję na niego wsiąść - wyjaśnił.
- Przyniosę Ci sprzęt - powiedziałam i ruszyłam w kierunku siodlarni.
Wzięłam sprzęty do czyszczenia i wróciłam. Podałam je chłopakowi. Kiedy brał je ode mnie przez przypadek dotknął mojej ręki. Poczułam przyjemne ciepło. Treg chyba jednak nie zwrócił na to uwagi, bo zabrał się za czyszczenie Księcia.
- Przynieść Ci rzeczy do siodłania? - zapytałam patrząc jak chłopak zręcznie posługuje się szczotkami.
- Mogłabyś? - spojrzał na mnie.
- Jasne - uśmiechnęłam się i ponownie ruszyłam w stronę siodlarni.
- Trzeba będzie tu posprzątać.. - powiedziałam do siebie wchodząc do pomieszczenia.
Był tu bałagan. Może nie aż taki straszny, bo większość rzeczy mogłam spokojnie znaleźć. Ale w tym miejscu orientowaliśmy się tylko ja i Treg. Lou na pewno niczego by tu nie znalazła. Wzięłam siodło, czaprak i ogłowie należące do Księcia. Znaleźliśmy te rzeczy w stajni w której przebywał koń. Wróciłam do stajni. Treg właśnie skończył czyszczenie ogiera i odkładał szczotki do pojemnika.
- Pomóc Ci jakoś? - zapytałam podając mu siodło.
- Możesz go przywiązać? Nie wiem jak zareaguje.
- Pewnie - odparłam i wślizgnęłam się do boksu.
Przywiązałam konia i odsunęłam się obserwując chłopaka. Brunet najpierw dał mu siodło do powąchania. Nie przejął się tym zbytnio, więc chłopak jednym ruchem położył siodło na jego grzbiecie. Koń nie zareagował. Treg zapiął siodło i założył mu ogłowie. Książę cały czas stał spokojnie.
- Czyli nie boi się siodłania - stwierdziłam uradowana.
Gdyby koń bał się siodła to musiał by u nich zostać jeszcze przez dłuższy czas. A tak była nadzieja, że niedługo będę mogli znaleźć mu nowy dom. Wtedy usłyszałam, że pod domu podjeżdża samochód. Oboje wyjrzeliśmy ze stajni. Gdy zobaczyłam kto przyjechał - zamarłam...

_________________________
Oto i prolog, a także nowy wygląd bloga. Podoba się? c;
Ciekawi kto przyjechał? Jeśli zobaczę dużo komentarzy to myślę, że next będę niedługo.
A co do długości prologu. No cóż, trochę się rozpisałam xd
Ale to chyba lepiej, prawda? Więcej do czytania. Ja osobiście wolę jak rozdziały są długie, szczególnie na blogach które uwielbiam.
Jezu, zaraz do szkoły ;_; Czy tylko ja tego nie chcę?
Dobra, nie przedłużam więcej. Komentujcie i do napisania ;**